Teraz
* * *
Moja córka zachwycona! Zanurza ręce w sierści, Głowy głaskanych zwierząt podnoszą się do góry. Języki wyciągają się w kierunku rąk i liżą – spokojnie, powoli, wręcz metodycznie.
Mamiś! Ale one fajne, te psiaki! I jak ich dużo! Ktoś ma niezłą hodowlę!
Córeczko, ty się nie denerwuj, ale to nie są psy. To są wilki. To są białe, o których tyle ci opowiadałam.
Ojej. Ale one nie są groźne? One mnie nie atakują! Są przyjazne!
Nie dla każdego, kochanie. One wybierają człowieka spośród kamieni. Mnie też kiedyś tak wybrały. Wieczorem wam opowiem.
Mamiś! Ty to jesteś czarodziejka! A dlaczego mnie wybrały?
Ja nie wiem dlaczego. Wiem tylko, że masz w sobie moc i one ją wyczuwają. Myślę, że powinnaś z babką Szymka pogadać jak wrócimy. Ona ci wytłumaczy i pokaże jak z tej mocy korzystać. Ja – czasem korzystam – widzę więcej i czasem wam mówię coś, co się później sprawdza. Pamiętasz?
Tak, pamiętam. Mamiś, wracamy?
Wracamy! Nic tu po nas już!
Idziemy milcząc, każde pogrążone we własnych myślach. Tylko Anka podskakuje i podśpiewuje. A ja zastanawiam się jak teraz zmieni się jej życie. Moc – ile jej ma? Jaka jest? Ile ją będzie kosztowała? Ja mam jej niewiele, a i tak okupuję ją migrenami. Trochę się boję o to moje dziecko. Jest jeszcze taka młoda! Ja byłam co prawda jeszcze bardziej smarkata, ale to były inne czasy. Myśmy więcej potrafili – fizycznie. Nie było komórek, komputerów, telewizor to była rzadkość. Spotykaliśmy się ze sobą realnie – a nie na fejsie czy instagramie. Mój raj na ziemi – już nie wydaje mi się taki przyjazny. Coś za coś. Zobaczymy.
Pod domem czeka już babka. Jakby wiedziała, że będzie potrzebna. Oczywiście, że wiedziała! Jaka ja jestem głupia! Ona też mam moc i to jaką! Wieś od lat nie miała lepszego lekarza niż ona! Nawet teraz kiedy wirus szaleje – we wsi i okolicach nikt nie choruje. Owszem – zgłaszają się do powiatu – ale to tylko pozory choroby. Babka i jej moc – to wielka tajemnica. Babka trwa niezmienna od lat. A ja uświadamiam sobie, że ona była stara jak ja byłam dzieckiem. Właściwie nic się nie zmieniła do tej pory. Dalej zasuszona, pomarszczona i wiecznie uśmiechnięta. Jakby czas nie miał nad nią żadnej mocy. Czasem tylko znika na parę dni w lesie. Kiedy wraca – jest trochę mniej pochylona do ziemi i jakby mniej pomarszczona. Ale po kilku godzinach wygląda tak samo jak przed wyjściem do lasu. I trwa, znów trwa – niezmiennie. Jak to możliwe? Magia tego miejsca czy coś więcej?
Siadamy wokół stołu przed domem. Babka rzadko chce wejść do środka. Szymek mówił mi, że w trakcie budowy – kiedy tu pilnował robót – weszła tylko raz. Wtedy gdy prąd wysiadł w przewodach roboczych i wszystko stanęło – cała budowa. Weszła, postała chwilę w kącie przyszłej kuchni. Gdy wyszła – prąd wrócił i robotnicy mieli wrażenie jakby narzędzia same szybciej pracowały – nadrobili przestój i jeszcze dokończyli część łazienki. O, babka to prawdziwa czarodziejka.
Powiedz mi mała – które białe pierwsze do ciebie podeszło?
Taka duża suka. I się położyła wokół moich nóg. Potem przyszła reszta. I też się położyła przy mnie.
A ty co zrobiłaś?
Zaczęłam je głaskać! One są takie mięciutkie i spokojne! I mnie lizały po rękach! I mama powiedziała, że to nie są psy tylko białe wilki! I żebym się nie bała! Ja się nie bałam bo one są takie przyjazne! Wiesz, babko – ja się czułam taka bezpieczna jak koło mnie leżały! Jak nigdy! Są wspaniałe!
Przyjdziesz do mnie jutro do wsi. Pokażę ci coś – ale obiecaj, że nikomu nie powiesz co zobaczysz. Będę cię uczyć – a czego to jeszcze sama do końca nie wiem. Ale przyda się to nie tylko tobie, przyda się wszystkim. Na piątą przyjdź! Bez śniadania!
I poszła sobie – tak po prostu – nie żegnając się z nikim. Jakbyśmy w ogóle nie istnieli, jakby ważna i jedyna była tylko Anka! Chłopcy trochę chyba byli urażeni, że nie zwróciła na nich żadnej uwagi. Ja przyzwyczajona do zachowań babki – niczego innego się nie spodziewałam. Poczuliśmy tylko straszny głód jakby minął cały dzień, a to dopiero był późny poranek. Reszta dnia zeszła nam na porządkowaniu zapasów. Dzieciaki wybrały się na grzyby. Jakoś nikogo nie ciągnęło do wody ani w stronę kamieni. Anka zachwycona wróciła – znalazła małego szczeniaka pod wsią. Rozpytała gospodarzy, ale nikt nie przyznał się do niego – więc przyniosła do nas i pokazała suce – żeby się zaprzyjaźniły. Wtedy nasz pies – jakby oszalał. Warczał i całą sierść miała zjeżoną – jakby to był nie wiem jaki wróg! Dopiero kiedy wzięłam maleństwo na ręce – uspokoiła się na tyle, że powąchała przybysza i polizała – z pewna dozą niepewności w oczach. Kiedy przyjrzałam się nowemu domownikowi – zrozumiałam dlaczego. To było szczenię białego. Jeszcze szarobrązowe, ale już z charakterystycznym wydłużonym pyszczkiem i mocnymi łapami. No to się porobiło!
Trzeba je odnieść, córuchno!
Odnieść? Dlaczego? Nikt go we wsi nie chce! I nie zna!
Przyjrzyj się dokładnie! To białe jest!
Mamiś, ale ona sama do mnie podbiegła jak ją zobaczyłam! Nie odniosę! Nawet nie wiem dokąd!
Odniesiemy do kamieni, tam ją znajdą. Musiała się od stada odłączyć i zagubić w lesie. Jest maleńka przecież!
Ruszyłyśmy zaraz we dwie – wśród cichego płaczu – Anka bardzo liczyła na własnego psa. Takiego tylko jej. Ale to nie jest pies... nie może z nami zostać ani mieszkać. To dzikie zwierzę. Ale i mnie ciężko było rozstawać się z maluchem tak uroczym. I czułam się tak jakbym już to kiedyś przeżywała. Ten smutek, tę rezygnację z czegoś o czym nie śmiałam marzyć – a co miałam dla siebie tylko – na chwilę...
Wśród kamieni panowała dziwna cisza. Żaden nie opadły liść nie poruszał się na wietrze. Stanęłyśmy w środku kręgu. Anka postawiła małą na ziemi – a ta do razu przytuliła się do jej nóg i zaczęła popiskiwać. A nawet próbowała zawyć jak dorosły wilk. Wtedy zza krzaków wyszła ta biała wadera. Nie podeszła do nas. Stała i czekała licho wie na co! Anka podniosła małego i chciała ruszyć w jej kierunku – żeby oddać szczeniaka. Zatrzymała się jednak prawie od razu. Wadera zjeżyła sierść i zawarczała głucho.
Mamiś! Co robimy! Ona na mnie warczy! Ja się boję!
Daj, małego mnie. Ja spróbuję!
Nic z tego! Na mój widok – wadera zrobiła się jeszcze bardziej agresywna. Teraz to i ja się zaczęłam bać. Oddałam szczenię Ance i kazałam odsuwać się powoli w kierunku wyjścia z kręgu kamieni. Wtedy – suka podniosła głowę i zawyła. Sierść jej się położyła na grzbiecie i nawet machnęła ogonem – jakby akceptowała to co robimy.
Co teraz? Mamiś! To co teraz?!
Teraz? Wracamy do domu. Ze szczeniakiem – wygląda na to, że dała ci go. Ona go nie chce, a jak z nim odchodzimy – to się uspokaja. Idziemy, córuchno. Trudno – będziesz miała niełatwe zadanie z wychowaniem białego. Chyba wiem coś o tym. W każdym razie – wracamy. Małego nakarmisz, znajdziesz mu miejsce do spania – najlepiej obok siebie. Trzeba byś jutro babce powiedziała o tym wszystkim. Ciekawe, co ona na to.